Jazz
-
Kolekcja uczuć…
Błogosławieni ci odczłowieczeni, Albowiem oni nie mają do stracenia nic Poza cierpliwością… Keorapetse Kgositsile Hm, pamiętam, że wieki temu, przy okazji recenzji albumu Milesa Davisa i Billa Evansa „Sketches of Spain” zdarzyło mi się zarzekać, że: …nie słucham już jazzu. Znaczy, gdzieś tam atencja pozostała, Naczelny (artrock.pl) namawia, ale życie jest krótkie i nie zdążę przed jego końcem nawet liznąć muzyki klasycznej. Więc nie słucham już jazzu – to generalna zasada. A zasady nie byłyby zasadami, gdyby nie miały wyjątków. Cóż… kłamałem. Ilekroć bowiem przymierzam się do tego, co zagrać sobie dla dla nastroju, ba, co będzie oddaniem mojego nastawienia… wybieram ten właśnie album. Robię więc to z silnym zarazem…
-
Smutek…
To był fatalny tydzień. Jeden z tych, o których myśli się w kategoriach: „jak najszybciej zapomnieć”. Gdyby się dało, tak po prostu, ot, pstryk palcami, w dokładnie taki sam sposób, jak to, co się stało tydzień temu. Tamto nagłe i okrutne zdarzenie. W tamten cholerny, środowy wieczór. Pewnie, że to minie. Trochę już człowiek trwa na tym świecie, więc wie, że zawsze mija. Czasami szybciej, czasami wolniej, ale ta zadra, ta pustka, którą wypaliło nam w duszy (załóżmy, że ją mamy) owo zdarzenie w końcu zniknie. Fala kolejnych dni, codziennej rutyny, gestów, rozmów, okruchów piękna (no bo przecież nie oślepliśmy ani nie ogłuchliśmy na nie, prawda?) w obrazach czy dźwiękach…
-
A moment in time…
Pustynny wiatr Ma zapach horyzontu Szumu liści palmy I wirującego piasku Ma kolor nieba kosmosu Nocy bez gwiazd W obecności samotnego księżyca Pustynny wiatr Płynie ponad górami Niesie dotyk drobnego piasku Uniesionego z grzbietu wydm Wśród szumu jodeł Jest obcy Jak śpiew w nieznanym języku Anna Pituch-Noworolska, Maroko, Czytelnia, nowynapis.eu, 2021 https://youtu.be/vaQeQsEpbN0?si=55vP6T7VB8GaY78l Mmmm… taaaak. Dokładnie tak. Gdzieś między tchnieniem ciepłego, górskiego powietrza, a chłodnym szumem wiatru na zjazdach z przełęczy. Pomiędzy miętowym smakiem herbaty, a kawowym czarem espresso. Między ciszą kładących się spać dolin, a zgiełkiem Marakeszu… jest nieustająca myśl, by tam wrócić. I zagłębić się w te smaki, zapachy i widoki, przy dźwiękach muzyki Dhafera… Ech…
-
Love in Exile?
from insta Arooj Aftab Wyczytałem gdzieś kiedyś, że serca artystów krwawią… dla własnej próżności. Wygodniej byłoby powiedzieć, że dla nas, ale to przecież nieprawda. Wszak potrzeba wyrzucenia z siebie emocji spoczywa prawie w każdym człowieku, różni nas jedynie poziom z jakim to czynimy. Siła krzyku i determinacja. Te zapomniane, starte przez podmuch pędzącego czasu truchła miliardów istnień nie miały ani tej konsekwencji, ani samozaparcia, ani nieustępliwości. Więc zniknęły(śmy) w krótkiej historii czasu, jaki człowiekowi dotąd był dany do wykorzystania. I znikać będziemy, a pozostanie tylko głos tych, którym udało się przebić ponad szum ziemskiej wegetacji. Zatem… wydawałoby się, że owi, wspomniani wyżej Artyści mają łatwiej. Lepiej. Spokojniej. Nie czują na…
-
Ani grama…
… obowiązku. Ani sekundy przymusu. Ani kawałka konieczności. Bo niczego nie trzeba. https://youtu.be/MBLvex1PZ6U?si=5g-1yPMSe0mDKA58 Świętego spokoju…
-
Dolce far niente…
Byliśmy tam… … mimo, że to któraś tam z kolei nasza wyprawa w italskie przestrzenie, to… byliśmy tam po raz pierwszy. Zupełnie inaczej, niż dotąd, bo bez długotrwałej zazwyczaj, lekko jednak męczącej (bo niemiecki Übernachtung mit Frühstück wcale w tym nie pomagał) podróży autem przez te tysiące kilometrów mniej lub bardziej zakorkowanych autostrad. Ot, po prostu – wsiadasz w samolot i 2h później wita Cię, podróżniku owo słynne dolce far niente… … byliśmy więc tam i jeszcze wrócimy… Dariusz Czaja, w swojej opowieści „Gdzieś dalej, gdzie indziej” (polecam, nawiasem mówiąc) ujmuje to tak: „Każda podróż zaczyna się przecież od oczekiwania, od jakiejś wizji tego, co chcemy zobaczyć, co poznać chcemy. Przygotowując się…
-
Podobno…
… życie nie znosi pustki. I coś w tym jest, że wystarczy tylko poczekać, a to, co wydawało nam się utracone i wygasłe, powróci na nowo. Czasami wolniej, a czasami szybciej, ale… powróci. Gdy kilka lat temu odkresliłem grubą kreską rozdział zatytułowany „Esbjörn Svensson Trio”, bo zdało mi się, że wszystko, co zostało zarejestrowane już słyszeliśmy, a Wieczność zabrała szwedzkiego pianistę na zawsze… to nie przypuszczałem, że całkiem szybko (no dobra, parę lat zeszło, ale mogło upłynąć więcej) wróci do nas taka niezwykle wyrafinowana i bliska w brzmieniach muzyka. Te dwa albumy, które znam są wyborne, ale nowy singiel… mmm… nic, tylko siąść z kieliszkiem wina na tarasie i raczyć…
-
Jeszcze niby ciepło…
… ale już za widnokręgiem czai się jesień.
-
Majówka w deszczu?
Pada wiosenny deszcz;Z dachu przeciekaProsto do gniazda os. Matsuo Basho nie pozostawia złudzeń – czegokolwiek byśmy nie próbowali, skończy się jak zawsze. https://youtu.be/E9W1qbsmpa4 Myślałem, by kilkoma słowami odnieść się do haiku Matsuo Basho. Ale po namyśle, wróć, po tych kilku chwilach spędzonych z muzyką Tony’ego Andersona… już tego nie potrzeba. W tych prostych nutach jest cały bezmiar wszechświata…
-
Podróż Trzech Króli
O świcie zeszliśmy do łagodnej doliny,Mokro, niżej śniegu i zapach roślinności;A tam płynący strumień i wodny młyn biją w ciemność,Trzy drzewa na niskim niebie,Stary siwy koń galopujący po łące. https://youtu.be/ghFjmIuRIAM