Agrell Johann Joachim: Orchestral Works

Helsinki Baroque Orchestra, Aapo Häkkinen – conductor, harpsichord, Sirkka – Liisa Kaakinen – violin, Pauliina Fred – flute, Jasu Moisio – oboe,

Mówisz barok – myślisz Italia. Widzisz obrazy Caravaggia i rzeźby Berniniego, przypominasz sobie kształt Santa Maria del Salute w Wenecji albo piękną fasadę Bazyliki św. Jana na Lateranie w Rzymie. Słowem: postawienie znaku równości pomiędzy barokiem a Włochami nadużyciem nie będzie. Oczywiście prawdą jest też, że połączenie nazwy tegoż okresu z Francją, jakkolwiek bym nie był niechętny temu narodowi też będzie właściwe i zasadne. Sam Charles Le Brun zasługuje tu na wspomnienie, bo bez niego nie byłoby kojarzonego przez każdego stylu Ludwika XIV  w architekturze, sztuce ogrodowej i użytkowej. A jeszcze mój ulubieniec –Nicolas Poussin (ten od tajemnic Pasterzy arkadyjskich choćby) to równie ważna i konieczna do właściwego zrozumienia baroku postać. No i rzecz jasna – co najważniejsze, koniecznie trzeba wspomnieć o pałacu w Wersalu, chyba najbardziej na świecie spopularyzowanym architektonicznym cudeńku tamtej epoki. Sporo, choć tylko liznąłem tematu tylko w odniesieniu do tych dwóch państw.

Można by zatem wymienić Niderlandy, z ich Rubensem, Rembrandtem i Vermeerem na czele. Wspomnieć o barokowych ślicznościach architektonicznych na ziemiach niemieckich (choćby tych, które widziałem, czyli w Ludwigsburgu, tudzież w Großseitlitz). A Hiszpania? Z obrazami Velazqueza i Alonso Cano? Z przepiękną fasadą katedry Santiago de Compostela? A … Wiedeń Habsburgów? Z ichnim Hofburgiem i Schönbrunnem? Oj barok w Europie to naprawdę cudowna epoka.

Tym bardziej, że muzyka barokowa to jeden z najbardziej wdzięcznych i zachwycających tematów, jakie w Klasycznej Niedzieli się pojawiają. Bach. Händel. Vivaldi. Każdy z nich mógłby zawłaszczyć sobie ramy tego serwisu na wyłączność i nikt by nie narzekał.

Na szczęście nie ograniczam się do tych najważniejszych. Chętnie sięgam po muzykę napisaną przez autorów znacznie mniej popularnych. Mniej znanych i hołubionych. Jak artysta, którego dziś rekomenduję. Johan Joachim Agrell.

Szwedzki kompozytor późnego baroku urodził się w Löts w prowincji Östergötland. Kształcił się w Uppsali, a potem wywędrował do Niemiec. Pracował tam najpierw w orkiestrze księcia Maksymiliana Heskiego w Kassel, a potem wyjechał do Włoch i Anglii. Po powrocie zaczął ubiegać się o stanowisko kapelmistrza miejskiego w Norymberdze, którą to funkcję udało mu się uzyskać i pełnił ją aż do śmierci. Pisał muzykę głównie orkiestrową i z takimi właśnie utworami mamy do czynienia na albumie nagranym dla Aeolusa przez orkiestrę barokową z Helsinek.

Przyjemna muzyka. Nie brak w niej co prawda takich od pierwszego słyszenia zapadających w pamięć melodii. Jednak partie instrumentów solowych rozpisane są ujmująco: tak soliści, jak i akompaniująca im orkiestra grają bardzo ładnie, w wyważony sposób podając emocje i stopniując nastrój słuchacza. Agrell nie tykał burzliwych, pełnych napięć nastrojów, z jakich słyną Włosi, zwłaszcza Vivaldi. Nie posiłkował się wyważoną, matematyczną wręcz istotą dźwięku, którą odszukać można u Bacha. Nie ma w muzyce szwedzkiego kompozytora przepychu barokowych ornamentów francuskich mistrzów. Jest za to chłodna, prawdziwie północnoniemiecka szkoła stopniowania i frazowania dzięków całkiem mile brzmiących w uszach słuchacza.

Posłuchać można zatem, w czystej jakości SACD koncertu skrzypcowego D-dur na skrzypce, smyczki i basso continuo (świetna Sirkka Kaakinen), podwójnego koncertu b-moll na flet, klawesyn, smyczki i basso continuo oraz przepięknego, krystalicznego koncertu obojowego B-dur (znakomity Jasu Moisio na oboju). Poza tym utwory kameralne: trzy symfonie prowadzone pewną ręką dyrygenta.

Barok wyprowadził muzykę klasyczną do przypałacowych ogrodów i oranżerii. Pozwolił radować się muzyką w tych miejscach, w których dotąd takich dźwięków nie grywano. Jeśli pojawiała się tam któraś z Muz – to raczej w mniej dostojnych barwach przyśpiewek różnych goliardów czy wagantów, zajmujących się raczej opisywaniem rzeczywistości słowami (mniej lub bardziej wyszukanymi) przy dźwiękach lutni aniżeli dźwiękowym przepych zawartym w symfoniach czy orkiestrowych koncertach. Tak już miało pozostać – świat się zmienił. Dziś muzyka na żywo wybrzmiewa na stadionach i festiwalach. Choć mało kto zdaje sobie sprawę z tego, kiedy ten proces się rozpoczął i komu ową „rewolucję” zawdzięczamy. Ale, to już zupełnie inna historia…

Wyd. SACD. AEOLUS.