Albo rozpuszcza, niczym drobinę cynamonowego cukru w ciemnym espresso. Jakże to nieprzypadkowe, że oczekujemy, iż nasze pragnienia będą miały jeszcze jakieś znaczenie. A nie mają. Cieszmy się zatem tym, co akurat mamy, nawet, gdy to jest tylko krótka ciepła chwila. Mruczeniem kota, zapachem kawy, smakiem wina, szumem drzew na stoku, pejzażem zastanym na krawędzi przełęczy.
Foehn Trio
Francuski jazz omijał mój odtwarzacz odkąd pamiętam. A może go po prostu nie szukałem namiętnie? Nieważne, jak mawia córcia. Dość powiedzieć, że obok tych dźwięków, które wyżej zabrzmią (lubo zabrzmiały już… ładne, prawda?) dla Was z z filmiku ansambla tworzonego przez Christopha Waldnera, Cyrila Billota i Kévina Borqué przejść obojętnie się nie da. No dobrze, można, ale wtedy to już specjalnie ratunku dla gustu muzycznego oczekiwać nie należy.
Feohn Trio, zespół nazwany tak jak wiatr, który znad Sahary dociera nad Alpy… to faktycznie wypadkowa chłodnej, jazzowej kalkulacji i ognistego, wyrazistego ciepła ukrytego w afrykańskich rytmach. Właściwie wszystko tu gra idealnie: sekcja, czyli bas i perkusja pulsująco podaje rytm, przy którym stopa sama skacze, a pianino… nooooo… to już wirtuozeria najwyższej próby. Tyleż melodii, tyleż pięknych pasaży, ile skrywa gra Christopha Waldnera… aż dech zapiera. Zresztą, posłuchajmy kolejnego kawałka, tym razem wprost ze sceny…
Foehn Trio ma już za sobą kilka lat nagrywania, dwa albumy, masę koncertów i uznanie, którego pewnie – poza dość hermetycznym światkiem jazzowym – mało kto we współczesnym świecie muzyki jest w stanie zauważyć. Ale z pięknem dobrej muzyki jest z jak z poezją. Nie jest zupą pomidorową i nie każdemu musi smakować. Zaczęliśmy jednak od niej, więc i zakończmy. Wersami z Utopii Wisławy Szymborskiej…
Mimo powabów wyspa jest bezludna, a widoczne po brzegach drobne ślady stóp bez wyjątku zwrócone są w kierunku morza. Jak gdyby tylko odchodzono stąd i bezpowrotnie zanurzano się w topieli.
Jeden komentarz
Pingback: