Wojny… włoskie.
Myślałem sobie wczoraj, wracając z pracy, by zacząć zajawkę tego artykułu podobnie do cyklu reportaży, jakie można usłyszeć (kiedyś, bo obecnie to nie wiem, nie słucham reżimowego radia) w Trójce: „Tym żył świat”. Choć wydawać by się mogło, że wydarzenia w renesansowej Italii, które dały ostatecznie tytuł temu wpisowi przyniosły skutki dla świata raczej ograniczone. Nic bardziej błędnego. Ten kilkudziesięcioletni konflikt pochłonął mnóstwo ofiar (taka Bitwa pod Pawią to ponad 20 tys. zabitych i drugie tyle rannych – z których pewnie większość zmarła później – co dla ówczesnego poziomu zaludnienia musiało to być wręcz koszmarem), nadto dalekosiężnym skutkiem owego naparzania się wszystkich ze wszystkimi, takiego a nie innego postępowania m.in. Państwa Papieskiego była schizma Lutra i Kalwina, a następnie niemieckie wojny religijne w XVII stuleciu.
Włosi z Francuzami tłukli się zatem dokumentnie, aczkolwiek nie przeszkodziło im to jednocześnie zająć się rzeczami, które – w przeciwieństwie do wojen – pozostawiły dla potomnych znaczący ślad po tamtym niezwykłym stuleciu. O architekturze to nawet nie ma co wspominać – każdy, kto zaliczył Mediolan, Florencję, Pisę czy Wenecję wie w czym rzecz. Malarstwo – podobnie. Gdzieby tylko nie spojrzeć – wszędzie panoszy się ów włoski blichtr szkoły florenckiej, weneckiej czy rzymskiej, a nazwiska Rafaela Santiego, Michała Anioła, Botticellego czy Tycjana zna dziś każdy (jak nie zna, to mu współczuję głęboko). A muzyka? Znowuż trzeba by wymieniać i wymieniać. Zamiast więc niepotrzebnie strzępić język – połączmy jedno i drugie. Opowieść o Wojnie, Wierze i Muzyce – tę znajdziecie w dziale recenzje…
A grają i śpiewają tak.