2012-09-22 XXXI Festiwal „Chopin w barwach jesieni”: Pieśni.
Antonin, Pałac myśliwski Radziwiłłów. Godz. 17.00
Ewa Iżykowska – sopran
Marek Mizera – fortepian.
Prowadzenie koncertu – Jan Popis.
„[Chopin]…lubił, aby mu dawano poezję i najnowsze piosenki przywiezione z Polski, a jeżeli mu się słowa której z nich spodobały, dorabiał do nich własną melodię, która wkrótce rozpowszechniała się w kraju, często pozostając bezimienną…”
Tak, święta prawda. Któż z nas nie kojarzy słynnej dumki „gdybym ja była słoneczkiem na niebie…” – choć mało kto tak naprawdę potrafi podać tak właściwy tytuł utworu, jak i autorów muzyki czy też kojarzonego tekstu. A to właśnie Fryderyk Chopin napisał ową piękną melodię do wiersza Stanisława Witwickiego. Tegoż słynnego „Życzenia”, którym Marek Mizera i Ewa Iżykowska rozpoczęli koncert w Antoninie w burzliwe, sobotnie popołudnie. Burzliwe, bo jechaliśmy na miejsce w strugach deszczu, przywitało nas słońce, a w trakcie występu artystów o szyby „deszcz dzwonił jesienny…”, jak na ten właśnie festiwal przystało.
Niespełna godzinny, kameralny – jak to zwykle w pałacu Radziwiłłów – występ wymienionych wyżej artystów zawierał pieśni Fryderyka Chopina akompaniowane wyłącznie przez fortepian. Kto zna ten typ kompozycji naszego Mistrza ten wie, że są one baaaaardzo różne w swoim nastroju. I lekkie, przyjemne, czasem roztargnione. I smutne, momentami żałobne wręcz, takie z pogranicza strachu. A czasami nawet tragiczne. W końcu każda z nich, to taka swoista pocztówka z czasów romantyzmu. Muzyka, rozedrgana uczuciami, strofy wierszy, nacechowane czarem tamtych chwil, wszystko to razem splecione jakąś dziwną tęsknotą za ukochaną, za ojczyzną, za naszym krajobrazem i wolnością. Smutny Fryderyk, wieści z kraju, choroba, obcy kraj i ludzie, niby blichtr francuskich salonów, ale samotność. Niby miłość, ale jakaś taka nieszczęśliwa.
Ewa Iżykowska łatwego zadania nie miała. Chopinowskie pieśni bowiem nie zawsze pasują do siebie. Ciężko z nich zbudować nastrój uroczystego koncertu – tym bardziej, że mniej popularne miniatury, wykonywane jedna po drugiej znikają czasami pośród utworów bardziej znanych i lubianych. Nie ma co kryć, że i sobotni koncert nie ustrzegł się tego spłycenia: popularność Życzenia czy też mickiewiczowskiego Precz z moich oczu zupełnie przykryła inne, mniej sławne pieśni Fryderyka. I choć program miał kilka bardzo jasnych punktów (jak choćby wspomniane wyżej utwory, czy też brawurowo wykonanego Ślicznego chłopca) to jednak jako całość był jedynie ciekawy. Przedstawianie bowiem na koncercie (choćby tak otwartym na muzykę Chopina, jak ten w Antoninie) jednego wyłącznie gatunku może chwilami zaszkodzić odbiorowi poszczególnych utworów. Nie zawsze, ale akurat w przypadku pieśni śpiewanych w sobotnie popołudnie niestety tak było. Żadna w tym wina artystki ani jej akompaniatora: oni ze swej roli wywiązali się znakomicie. Było bardzo podniośle (może za bardzo), zmienne nastroje targały salą (jak pogoda za oknem), a publiczność, jak zwykle w Antoninie domagała się bisów. I takowy był – co można sobie obejrzeć poniżej w linku.
A potem już nadszedł wieczór, gdzie pojawił się Chopin w aksamicie nocy. Wśród znakomitych artystów. I zrobiło się magicznie. Ale o tym następnym razem…