Lang Lang: Piano Book (Deluxe Edition)
Dzięki Piano Book wracam do mojej pierwszej miłości, do utworów, które przede wszystkim sprawiły, że zapragnąłem zostać muzykiem...
… twierdzi Lang Lang i w sumie nawet można byłoby mu uwierzyć. Jednak tekst ten tak bardzo pachnie (wręcz na kilometry!) hasłem wymyślonym przez mistrzów promocji Deutsche Grammophon, że… no sorry, ale inaczej nie da się tego skomentować.
A szkoda. Bo Piano Book (wydany w kilku wersjach, w tym również jako faktycznie książka z nutami, uzupełniona o nagrania artysty) jest mówiąc wprost znakomitym albumem. Wypełnionym z jednej strony nagraniami, które być może kiedyś rzeczywiście pchnęły Lang Langa do nauki gry na fortepianie, a z drugiej strony uzupełnionym dziełami, które pod ręką chińskiego pianisty nabierają wręcz klasycznego sznytu muzycznego.
Tak tak, TEN Ryuichi Sakamoto. Nieprzypadkowo zaczynamy wrzutki muzyczne w tym wpisie od muzyki słynnego kompozytora. Bo ta jest „jakby” wypadkową wspomnianego w poprzednim akapicie zestawienia. To z jednej strony utwór, który mógł przed laty pchnąć Lang Langa ku muzyce, a z drugiej… daleko mu jednak do klasycznej, romantyczno – postromantycznej rzeczywistości, z jaką zwykliśmy kojarzyć pianistów takich jak Lang Lang. Choć w gruncie rzeczy takich właśnie pianistów nie ma zbyt wielu…
Na szczęście. 🙂
Oczywiście na TAAAKIM albumie musiało się znaleźć miejsce i dla Jana Sebastiana Bacha, i dla Mozarta, i dla Chopina, no i dla słynnej Elizy Beethovena. Słowem – dla kompozytorów, których chiński pianista grywa/grywał niejednokrotnie, zadowalając zarówno koneserów muzyki klasycznej (którzy pewnie przy okazji Piano Book zachwyceni nie będą), jak i szerokie rzesze swoich fanów mniej skupionych na technicznych niuansach takiej czy innej kompozycji.
I co tu kryć – wszak o to właśnie chodzi. O tę radosną stronę muzyki klasycznej, a nie o pogrążanie się w dramatyzmie i melancholii wielu (nakładających się na siebie wykonań) symfonii. I takież podejście prezentowane przez bohatera niniejszej recenzji na Piano Book jest ze wszech miar warte uwagi. Bo choć nie od dziś wiemy, że chiński pianista potrafi zagrać wręcz nieskończoną liczbę kompozycji znanych mistrzów z minionych wieków o różnych poziomach trudności, to za każdym razem stara się to czynić z entuzjazmem i bez wyrachowania. Daje mu to wyjątkową wręcz odporność na zaszufladkowanie i tym samym pozwala uniknąć uwięzienia w artystycznym kokonie, do którego trafia wielu wykonawców muzyki klasycznej.
Wszystkie interpretacje Lang Langa – czy to klasycznych dzieł, czy też muzyki współczesnej zaaranżowanej na fortepian – brzmią lekko i przyjemnie. Oczywiście na taką pewność mistrz musiał latami ciężko pracować i teraz, oddając nam do słuchania (bądźmy szczerzy – czasami kolejne wersje wcześniej już zarejestrowanych utworów) ten czy tamten kawałek nie oczekuje, że pochylimy się nad nim z miną zbolałego krytyka muzycznego. Że docenimy niuanse takiego, a nie innego ułożenia ręki, czy szybkość lub swobodę palcy. Raczej, mając do czynienia z muzyką dla niego ważną sami odnajdziemy w tych melodiach coś, nad czym uśmiechniemy się do siebie samych i do otaczającego nas świata.
Jakikolwiek by on nie był.