Sacred Music – The Chant of The Early Christians

Marcel Peres & Ensemble Organum

1. Chant Ambrosien – Lucernarium – Paravi lucernam Christo meo
2. Chant Ambrosien – Ingressa – Lux fulgebit hodie super nos
3. Chant Ambrosien – Psalmellus – Tecum principium in die virtutis tue
4. Chant Vieux – Romain – Introït – Resurrexi
5. Chant Vieux – Romain – Offertoire – Terra tremuit
6. Chant Vieux – Romain – Alleluia
7. Chant Beneventain – Introït – Maria vidit angelum (tutti)
8. Chant Mozarabe – Invocation sacerdotale d’introduction ; Per gloriam nominis tui
9. Chant Mozarabe – Gloria in excelsis Deo
10. Chant Mozarabe – Ad confractionem panis – Qui venit ad me non esuriet
11. Chant Mozarabe – Prêtre – Humiliate vos ad benedictionem!
12. Chant Mozarabe – Ad accedentes – Gustate et videte
13. Chant Vieux – Romain – Ad processionem Kyrie
14. Chant Vieux – Romain – Alleluia – Versus O kyrios evasileosen, Versus Ke gar estereosen
Harmonia Mundi 2009.

Wyobrażenie człowieka XXI wieku, jak przed wiekami wyglądało życie naszych przodków to niestety w większości… wizje Hollywood. Smutne, ale prawdziwe. Myślimy o Grecji Homera: Hektor ma twarz Erica Bana, a Achilles to Brad Pitt. Gdy zastanawiamy się nad starożytnym Rzymem, to nasze oczy widzą głaszczącą łan zboża rękę Russela Crowe, grającego dzielnego generała Maximusa, spoglądają w twarz Tytusa Pullo z serialu Rzym (tak wiem, to nie Hollywood) tudzież skupiają się na  podbródku Kirka Douglasa, który jako Spartacus na zawsze pozostanie naszym ucieleśnieniem starożytności. Jak się owe postacie i filmy mają do rzeczywistości – cóż, pewnie tak, jak umiejętność czytania nut do faktycznej wirtuozerii w grze na jakimkolwiek instrumencie.

Życie zwykłych ludzi w dawnych wiekach jest zatem zagadką (jakoś jednak musiało się żyć, skoro homo sapiens przetrwał). Oprócz tego bywa też niezwykle nudne – i któż, w naszym miłościwie humanitarnym społeczeństwie  chciałby oglądać opowiadanie o brudzie, chorobach i ciągłym strachu przed kalectwem lub śmiercią? A kto wyłożyłby pieniądze, by takie chwile uwiecznić na ekranie? Zakładając, że znalazłyby się gdzieś dokumenty (weryfikowalne, rzecz jasna) opowiadające nam badaczom dawnych dziejów, jak to drzewiej bywało…

Niestety zaś koniec IV wieku naszej ery, na którym za sprawą niniejszej recenzji się skupię, to chylące się ku upadkowi,  szarpane przez najazdy i drżące w posadach Cesarstwo Rzymskie. Jeszcze niby w całości, choć faktyczny podział na dwie części właściwie nastąpił i tylko czekać pozostało na ową formalną decyzję ostatniego z władców Imperium Romanum. Chrześcijaństwo podniesiono do rangi religii państwowej i zamiast bogów  Greków, Rzymian, Galów czy innych ludów zaczęło zmagać się z różnymi wyodrębniającymi się zeń schizmami. Jednak to właśnie zorganizowanie kościoła –  wobec rozpadającej się władzy cesarskiej okazało się być owym fundamentem, który Europę w jakimś względzie scalił przez te wszystkie lata. Nawet nie będę pisał o tych wszystkich zagrożeniach, jakie niosły ze sobą wieki średnie. I choć traktuje się je jako cywilizacyjny krok wstecz, nie można, a nawet nie wolno przejść obok nich obojętnie.

Jako się rzekło powyżej – świat walącego się Imperium Romanum zaczął cementować kościół katolicki. Pozostawiając jednak na boku rozważania o kwestiach społeczno – gospodarczo – militarnych tamtego okresu proponuję (w końcu to Klasyczna Niedziela) skupić się na muzyce. Wczesnośredniowiecznych chorałach i pieśniach, których brzmienia możemy się dziś tylko domyślać.

Tak więc sobie słucham śpiewów pierwszych chrześcijan. A właściwie naszego wyobrażenia o tym, jak mogła wyglądać przed wiekami liturgia. I jest coś w tej muzyce tak nieodparcie przyciągającego ku tym niespotykanym dziś brzmieniom: niezależnie, czy słuchamy chorału ambrozjańskiego w rozpoczynających album pieśniach Paravi lucernam christo meo czy też pobrzmiewających na modłę wschodnią chorałów mozarabskich (Gloria in excelsis deo). Co ciekawe – żeby posłuchać tych nagrań – wcale nie trzeba wielkiego przygotowania merytorycznego. Wystarczy odrobina chęci i otwarcie na taką muzykę. Taki dla przykładu Psalmellus – Tecum principium in die virtutis tue, zaśpiewany wg reguły św. Ambrożego fascynuje głosową prostotą i zarazem perfekcją wykorzystania ludzkiego głosu do maksimum. Dzieje się to jednak zupełnie inaczej, niż przywykliśmy w muzyce klasycznej: otóż wczesnośredniowieczne chorały rządzą się zupełnie innymi prawami, niż kantaty czy motety, wykonywane kilkaset lat później. Tu położono bowiem nacisk na śpiew sam w sobie, ważne jest swoista symbioza tekstu i melodii. I omawiana płyta takie brzmienia niesie. Oczywiście na tyle, na ile jesteśmy sobie w stanie WYOBRAZIĆ, jak to POWINNO brzmieć.

Cały problem zatem sprowadza się do tego, że brak jest dokładnych źródeł opisujących, jak owe utwory sakralne wykonywać. Pamiętać trzeba bowiem (pomijając już czasy horyzont), że zasady wykonywania chorałów średniowiecznych w większości przekazywane były ustnie i zależały od … prowadzącego chór duchownego. Książki w czasach średniowiecza to nadzwyczajny luksus, nikt więc nie marnował pieniędzy ani czasu na coś, co było wówczas powszechnie znane i żyło z ustną tradycją. Dlatego dziś tak trudno zidentyfikować nam zasady, jakie przyświecać powinny wykonawcom muzyki sakralnej z czasów ciemnych wieków Średniowiecza.

To potencjalnie najstarsza muzyka jaką posiadam. Oczywiście nie chodzi tu o termin zarejestrowania jej na nośniku i następnie udostępnienia szerokiej gawiedzi, bo takowego nie ma i póki nie wynajdziemy sposobu na podróżowanie w czasie – nie będzie. Od razu muszę ostrzec – oprócz tego, że to najstarsza muzyka jaką mam – jest ona również chyba najtrudniejszą w odbiorze. To śpiew wymagający skupienia oraz zaangażowania słuchacza. Tu nie ma lekko, nie ma wyraźnie zarysowanych melodii (bo wszystko jest i nie jest melodią), nie ma podziału na tradycyjnie rozumiane części (jak w takim dajmy na to barokowym śpiewie), że o zwrotkach i refrenach współcześnie nam postrzeganych utworów nie wspominając. Brzmi to troszkę tak, jakby śpiewający mieli za zadanie wyśpiewać na jednym oddechu cały biblijny tekst. Dlatego chwilami nawet jest ciężko odróżnić poszczególne utwory od siebie. Niewątpliwie pomogłaby znajomość łaciny oraz ksiąg religijnych, ale któż dziś ma czas i ochotę na studiowanie dawnych tekstów i zastanawianie się nad poszczególnymi intonacjami. Dziś czas pędzi przed siebie, a muzyka chorałowa wymaga zatrzymania. Skupienia. Ciszy. Chłodu kościelnych murów.

Nietuzinkowa płyta. Nie dla każdego. Ale to chyba oczywiste…