Przedweekendowo, po krótkim tête-à-tête z Chopinem… wracamy do elektroniki i jazzu zarazem, och, ofkors z odrobiną klasyki. Ale… po kolei. Zatem choć wieść niesie, że zaczynali jako grupa dubowa, to teraz ich muzyka balansuje właśnie pomiędzy jazzem, ambientem i klasyką. Wystarczy się wsłuchać: smutny (ale wcale nie zdołowany) fortepian, sekcja oszczędna, niczym poranny przejazd do pracy rowerem i te melodie… wybornie oddające klimat lasów Skandynawii. Oto duński duet Bremer / McCoy, czyli Jonathan Bremer ( akustyczny bas) i Morten McCoy (klawisze i efekty). Mający za sobą już kilka płyt (ostatni pełnowymiarowy album to Utopia z 2019 roku, wrócimy zresztą za chwilę do niej).
Utopia to frapująca opowieść przesycona sielankowymi i dynamicznymi pejzażami dźwiękowymi. Promujący album singiel „Højder” to zestawienie jasnych, rozświetlonych klawiszy (po części wurlitzera, po części fortepianu) wszystko to oparte o zbalansowane ciepłą, leniwą linią basu, która ma charakter tanga. Cudo. Nic dziwnego, że albumem zachwycili się fani, krytycy i muzycy (by wymienić choćby bardzo w Klasycznej Niedzieli lubianego Nilsa Frahma.
I choć efekt finalny jest znakomity, to sami muzycy przyznają, że Utopia bynajmniej nie została stworzona w idealnych okolicznościach. Duet zmagał się z ciągłymi trudnościami technicznymi – psującymi szpulowymi magnetofonami (co jest dość istotne, zważywszy, że proces nagrywania polegał na rejestracji muzyki bezpośrednio na taśmę, by zapisać możliwie wiernie nastrój z chwili tworzenia), mikserem, który ciągle się psuł – więć ansambl był jakby prześladowany przez niesprawny sprzęt. Na to dodatkowo nakładały się problemy osobiste jednego z muzyków (rozwód Bremera), co sprawiało, że proces tworzenia był niezwykle trudny. Cieszy więc, że powstał album wręcz wyborny…
"To z pewnością nasz najbardziej kosmiczny album, ale żeby wyjść w kosmos, musisz wiedzieć, skąd przychodzisz" mówi Morten McCoy.